Hans Vestberg, prezes Ericssona - "Bruksela nie jest mi do niczego potrzebna"

150x110

Hans Vestberg - prezes Firmy Ericsson udzielił wywiadu polskiej prasie.

O miejscu polskiego rynku z perspektywy globalnego giganta, o sytuacji na rynkach światowych i zawirowaniach gospodarczych - więcej w wywiadzie Danuty Walewskiej z prezesem Ericssona - Hansem Vestbergiem.

"W samej Polsce pomaga nam 105 lat obecności i dobra znajomość marki. Ale to trudny rynek, dla nas bardzo ważny, kluczowy wręcz ze względu na polskie nastwienie do innowacji" - powiedział Vestberg.

 

Nigdy mi nie przyszło do głowy, żeby prosić o jakieś wsparcie. O rozwój musimy troszczyć się sami - mówi Danucie Walewskiej prezes Ericssona.


Jak dzisiejsza trudna sytuacja na rynkach światowych komplikuje działanie takiej firmy jak Ericsson?

No cóż, Europie nie jest najłatwiej. Ale jesteśmy w 180 krajach, w jednych sytuacja jest lepsza, w innych gorsza, więc i sytuacja w inwestycjach telekomunikacyjnych się różni. Po prostu trzeba bardziej uważać. I tyle.

Czy w związku z kryzysem Ericsson musiał dostosować swoje plany, budżet?

Budżet pozostaje bez zmian. Ale skoro połowa naszej działalności to usługi, musimy być elastyczni i wyczuleni na sytuację na rynku, tak by zapewnić sobie dochodowość działania. Słuchamy więc rynku, operatorów, klientów i ewentualnie dostosowujemy nasze plany.

Jaka jest różnica między produktami, jakie oferuje Ericsson w najbardziej rozwiniętych krajach i tam, gdzie trzeba jeszcze nadgonić technologicznie resztę świata?

Taki sam sprzęt i rozwiązania co w USA sprzedajemy w Nigerii. Wykorzystujemy te same patenty i takie same produkty. Może różnić się oferta miasta i wsi, ale nie jest ona uzależniona od kraju. W 2010r. zastanawialiśmy się czy nie byłoby dobrze zaoferować specjalnego rodzaju stacji dla Afryki, a innych w USA. Ale wniosek był taki: skoro ich wykorzystanie będzie identyczne, to nie mogą się różnić. Przy tym, skoro wykorzystamy te same rozwiązania, to możemy obniżyć koszty. I tak się stało.

Pana firma ma swoje centra badań i rozwoju w Szanghaju, Bangalore, Sztokholmie, także jedno w Rosji, Kanadzie, no i oczywiście w Dolinie Krzemowej w Stanach Zjednoczonych. Jakie są między nimi różnice?

Największe nadal jest w Sztokholmie. Ale wszystkie pełnią tę samą funkcję - centrum kompetencji. Jeśli jest się firmą globalną, jak jest to w przypadku Ericssona, trzeba wyłapać wszystko, co na świecie najlepsze i najważniejsze, stąd tyle naszych centrów R&D. Chociaż w Indiach stawiamy przede wszystkim na usługi, na globalne inwestycje w integrację systemów, operację, network. W Rosji na telefonię mobilną i Internet szerokopasmowy, to bardzo ważny rynek.

Czy to własnie Chiny, Rosja, Indie wymuszają szybki rozwój branży?

Tam najszybciej rośnie rynek, najszybciej przybywa nowych abonentów. W chinach i Indiach w I kw. było to 35 proc., może nawet 40 proc. Z tego punktu widzenia rzeczywiście kraje BRIC (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny - red.) są dla nas kluczowe. Ale na świecie w 2011r. szerokopasmowego Internetu używał już miliard osób, według naszych prognoz w 2016r. będzie to 5 mld. Większość tego przyrostu będzie pochodziła z krajów, gdzie takie usługi rozwijają się najszybciej.

Czy Europa jest dziś dobrym miejscem do robienia biznesu?

Każdy region ma swoje lepsze i gorsze czasy. I nie będę narzekał. Jeszcze cztery - pięć lat temu większość naszego wzrostu pochodziła z Afryki i Azji Południowo-Wschodniej. Teraz najszybciej rozwija się Ameryka Północna i niezmiennie Azja Południowo-Wschodnia. Na początku wieku była to bezsprzecznie Europa. Jeśli jest się globalną firmą, zawsze widać, że gdzieś jest lepiej,a a gdzieś gorzej. Teraz wiem, że w Europie musimy być bardziej ostrożni.

Także w Europie Środkowej i Wschodniej?

W znacznie mniejszym stopniu, bo to bardzo dynamiczny rynek, gdzie populacja nie starzeje się tak szybko jak na Zachodzie, więc i popyt na nowości jest większy. Dla nowych technologii to idealny klimat do rozwoju, i to nie tylko z powodu biznesowego, ale mamy tam bardzo lojalnych pracowników, przywiązanych do marki. W samej Polsce pomaga nam 105 lat obecności i dobra znajomość marki. Ale to bardzo trudny rynek, dla nas bardzo ważny, kluczowy wręcz ze względu na polskie nastawienie do innowacji. Mamy też doskonałego silnego partnera - Ericpol - chyba nie ma wątpliwości, skąd się wzięła ta nazwa... (śmiech). Dzięki tej firmie jesteśmy w Polsce dodatkowo silniejsi.

Ale chodzi mi o to, czy ten biznes w kryzysowej Europie mógłby być łatwiejszy? Czy przeszkadzają panu jakieś regulacje, na które narzekają inne branże?

Nic nie przychodzi mi do głowy. Działamy w niesłychanie konkurencyjnej branży, mamy 38 proc. udziału w rynku i caly czas muszę się głowić, abyśmy przetrwali w jak najlepszej formie, rozsądnie inwestować, wymyślać jak najlepsze technologie. Do tego Bruksela mi nie jest potrzebna, bo wszystko zależy od nas. Pewnie, że przydałyby się zachęty do większej innowacyjności i rozwoju technologii w branży telekomunikacyjnej. Myślę, że mogę powiedzieć w imieniu całej branży, że by się nam to bardzo podobało. Ale nigdy mi nie przyszło do głowy, żeby prosić o jakieś wsparcie. O rozwój musimy troszczyć się sami.

Nie żal panu decyzji o sprzeda­ży działu produkcji telefonów komórkowych?

Nie ukrywam, że z tą decy­zją związane były emocje. Ale logika i nasza strategia mówi­ła: sprzedaj. A kiedy logika mówi: sprzedaj, sprzedaję. Dzisiaj produkcja telefonów staje się zupełnie inną branżą niż systemy telekomunikacyj­ne. Więc lepiej, kiedy poświęcimy się stworzeniu jak największych możliwości ich wykorzystania niż produkcji. Dlatego uważam, że dla pra­cowników SonyEricsson, Sony i samego Ericssona była to najlepsza decyzja.

Co takiego było w strategii Ericssona, że pozwoliło wam uniknąć losu Nokii?

Nie znamy dokładnie wszystkich wydarzeń, jakie spowodowały kłopoty Nokii, i niewygodnie mi mówić o problemach konkurencji. Dla nas najważniejsze jest utrzymanie przewagi konku­rencyjnej, a co za tym idzie i technologicznej. Rokrocz­nie zwiększamy wydatki na badania i rozwój, teraz jest to 5 mld dol. Niezależnie od tego, czy czasy są lepsze, czy gorsze, nie zmieniamy głównych wytycznych strate­gii, mamy silne bilanse. Ja nie mam innego celu, jak utrzy­mać nas na czele branży. Nie mówię, że jest łatwo, ale sko­ro tak długo się to udaje, to mój cel jest niezmienny.

Czy kiedykolwiek przyszło pa­nu do głowy, że może byłoby dobrze przejąć Nokia?

Nie, zdecydowanie nie. Ja naprawdę chciałbym, żeby branża telekomunikacyj­na w Europie była bardzo silna. Teraz zmienił się krajo­braz światowej konkurencyjności, pojawili się rywale z Chin. Cały czas jest presja i mam świadomość, że ktoś chce nas wyprzedzić, a ja wiem, że nie mogę na to po­zwolić. Mamy 100 tyś. pracowników w 180 krajach i ścigamy się razem. Uwiel­biam robić to, co robię.

Czy pamięta pan taki moment w swojej karierze, kiedy pomy­ślał pan: a co by było, gdybym nie został prezesem Ericssona?

Nigdy. Pełniłem w firmie tyle funkcji, przemieszczałem się po świecie. Cały czas wie­działem, że jest to firma, w której chcę praco­wać. I kiedy w 2009 roku to najważniejsze pytanie padło, wcale go nie oczekiwałem. Nikt wcześniej ze mną o tym nie rozmawiał.

l natychmiast odpowiedział pan: tak?

Po 24 godzinach. Musiałem porozmawiać z rodziną.